czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 60

        Jest noc. Chcę spać, lecz nie mogę. Ciągle czuję czyjąś obecność i strasznie się boję. Przecież jestem w pokoju sama. Biorę głęboki wdech i odwracam się w stronę pokoju. Moim oczom ukazuje się jakaś postać. Przestraszyłam się, ale po chwili dostrzegłam, że to Ziomek. Uspokoiłam się, lecz gdy zobaczyłam co trzyma, strach powrócił. W jego dłoniach widniał... pistolet. Brat był spokojny. Przyglądał się mojej osobie bardzo poważnie. Niepokoiło mnie trochę to zachowanie. Nagle jego twarz zaczęła się przeobrażać w jakiegoś potwora. Zaczął wrzeszczeć. Podniósł rękę i strzelił we mnie.
       Ocknęłam się. Strasznie się bałam. Schowałam się pod kołdrę i próbowałam zasnąć. Ale moje starania były na nic. Przestraszona wyciągnęłam rękę z pod kołdry i odszukałam nią telefonu na szafce. Szybko wybrałam numer mojego chłopaka i zadzwoniłam do niego. Po kilku sygnałach odebrał.
- Halo ? - usłyszałam zaspany, cichy głos Piotrka.
- Chodź do mnie, proszę. - szepnęłam
- Co się stało ? - Nowakowski się ożywił.
- Boję się. Chodź do mnie.
- Zaraz będę. - oznajmił i rozłączył się.
Przestraszona leżałam pod kołdrą. Każdy szmer zaprawiał mnie o zawał. Czułam się jak dziecko. Usłyszałam, że drzwi się otwierają. Na początku się przestraszyłam.
- Piotrek, to ty ? - zapytałam
- Tak. Gdzie ty jesteś ?
- Pod kołdrą.
Poczułam jak siada na skraju łóżka. Powoli wynurzyłam się z pod kołdry i ujrzałam środkowego. Nachylił się nade mną i złożył pocałunek na moich ustach. Położył się koło mnie a ja wtuliłam się w jego tors. Jeździł swoją dłonią po moich plecach. Czułam jego oddech na głowie. Mocno zacisnęłam go w moich ramionach. Nie chciałam, żeby gdzieś szedł.
          Pobudka w ramionach mężczyzny życia to coś wspaniałego. Po otworzeniu oczu, ujrzałam śpiącego Pita. Był taki słodki. Podparłam się na łokciach i musnęłam ustami jego policzek. Uśmiechnął się i powoli podniósł powieki.
- Witaj kochanie. - przywitał się
- Witaj.
- Jak się spało ? - zapytał
- Bardzo przyjemnie. Mogłabym tak zawsze. - uśmiechnęłam się
- O proszę. - poruszał brwiami i usadowił się nade mną.
Popatrzyłam w jego śmiejące się oczy. Zbliżył się do mnie i zaczął całować. Zanurzyłam dłonie w jego włosach i zaczęłam za nie ciągnąć. Ten w odwecie zaczął mnie gilgotać. Zaczęłam się śmiać i wierzgać. Nagle ktoś wszedł do pokoju. Była to grupka wielkoludów, a mianowicie: Igłą, Paweł, Wojtek, Winiar i Wlazły.
- Pukać nie nauczyli ? - zapytałam
- No może nauczyli, ale my tu w ważnej sprawie. - rzekł Igła
- A nie mówiłem, że tu jest. - prawie że krzyknął Winiar.
- Powiecie o co wam chodzi ? - popatrzyłam na nich
- No bo Kurek zaczął panikować, ponieważ Piotrek wyszedł w nocy niby na chwilę. I on strasznie się martwił, bo go do tej pory nie ma. Więc postanowiliśmy go poszukać. Rozdzieliliśmy się na 3 grupy i ruszyliśmy. No Winiar tak sobie pomyślał, że może jednak się pogodziliście i no wiecie. A my wszyscy też mieliśmy taką nadzieję, wiec tu przyszliśmy. - powiedział z przejęciem Krzysiek.
Popatrzyliśmy się z Piotrkiem na siebie i buchnęliśmy śmiechem.
- Matko, wy jesteście razem ! - pisnął Michał i rzucił się na nas.
- Yyyy nie. - zaprotestowałam
- To dlaczego on siedzi na tobie ? - wtrącił się Zati
- Bo się całowaliśmy. - oznajmiłam.- I nam przeszkodziliście w tej pięknej chwili. - zgromiłam ich spojrzeniem.
- No dobra, dobra już idziemy. Narka bachorki. - pożegnał się z nami Igła i cała grupka wyszła.
Przytuliłam się do chłopaka. Chcę, żeby było już tak na zawsze.
- Za pół godziny jest śniadanie. Lecę się ubrać i spotkamy się na stołówce. - pocałował mnie i opuścił mój pokój.
Postanowiłam pójść w jego ślady i zacząć się ubierać. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam bieliznę. Z szafy wzięłam dres z reprezentacji. Stawiając kolejny krok poczułam ból. No tak, zapomniałam o mojej kontuzji. Powoli doczłapałam się do łazienki.
    Po porannej toalecie wzięłam telefon i wyszłam z pokoju. Powoli pokonywałam drogę do stołówki. Nikt nie szedł, żadnej żywej duszy. Czyżby wszyscy byli już na śniadaniu ? To zaraz wszystko się okaże. Weszłam na stołówkę i tam zastałam wszystkich wielkoludów. Nie było wolnego miejsca. Do tego nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Nawet Piotr. Był pochłonięty rozmową z Kurkiem.
    Po śniadaniu złapałam Antigę.
- Trenerze, ja chyba nie będę jechała na basen. - obwieściłam
- No dobrze. Jak nie czujesz się na siłach, to nie zmuszam. - uśmiechnął się i odszedł.
Weszłam do mojego pokoju i rozłożyłam się na łóżku. Przymknęłam powieki i rozkoszowałam się ciszą oraz spokojem. Ale ta przyjemność nie trwała długo. Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę. - westchnęłam
Do środka wszedł Nowakowski. Uśmiechnęłam się na jego widok.
- Zaraz jedziemy. - usiadł koło mnie.
- Ja nie jadę.
- Dlaczego ?
- Nie mam ochoty.
- No Emiiiiiiiiii.   - zrobił błagalną minę. - Puścisz mnie samego ? A jak będą tam jakieś dziewczyny ? Albo coś mi się stanie ?
- Nie jęcz mi tu. Nie przekonasz mnie.
- Foch. Wychodzę. - jak powiedział tak zrobił.
Wyjrzałam przez okno. Cała reprezentacja stała już pod autobusem. I co ja będę robiła sama tyle czasu ? Jednak z nimi pojadę. Zamknęłam pokój i jak najszybciej udałam się do windy. Na dole byłam szybko. Kulejąca wyczłapałam się na dwór. Autobus ruszał. Machnęłam do kierowcy, żeby się zatrzymał. Na szczęście zobaczył mnie i się zatrzymał. Otworzył mi tylne drzwi i weszłam do środka. Stanęłam i rozglądałam się za wolnym miejscem. Nagle autobus ruszył, a mi grunt usunął się z pod nóg i poleciałam do tyłu. Na szczęście wylądowałam na czyiś kolanach. Był to Piotrek. Wszystkie oczy były skierowane na nas. Popatrzyłam na środkowego. Był zdezorientowany. Podniosłam się z jego kolan, a on za mną. Usiadł na wolnych miejscach i posadził mnie na swoich kolanach.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka.
- Uuuuuu. - zaczęły się huki i oklaski w autobusie.
Zaczęliśmy się z Nowakowskim śmiać. Kocham go takiego. Jego rozpromieniona twarz zawsze dodawała mi radości, sprawiała, że robiło się ciepło na sercu.
- Mówiłem wam że będą razem. Czyli wychodzi na to, że wygrałem zakład. Dawać mi tu kasę - cieszył się Winiarski.
-Ej ej, ja też obstawiałem tak jak ty. - obwieścił Łukasz.
- A no fakt. Czyli po połowie. - zaczęli rozporządzać pieniędzmi.
- No i może jeszcze będziecie obstawiać kiedy weźmiemy ślub ? - zaśmiałam się
Wszyscy  spojrzeli na mnie z pod byka. Czułam się bardzo dziwnie. Puściłam Piotrkowi pytające spojrzenie.
- Jak ty nas dobrze znasz. - westchnął Igła.
- Ja obstawiam lipiec ! - krzyknął Winiar.
- Ta i może frytki do tego ? - zapytałam
- Za rok oczywiście. - puścił mi oczko.
- Ja tak samo jak Michałek. - obwieścił Ziomek.
- I ja, i ja też ! - ożywił się Zati.
Padały różne terminy, ale już nikt nie dał na ten sam co poprzednia trójka. Igła zapisywał wszystkie obstawienia.
- A ja obstawiam, że nie wezmą ślubu. - odezwał się Bartman.
- Ten jak zwykle musi być inny. - zaśmiał się Kurek.
W tak pogodnej atmosferze spędziliśmy całą podróż na basen.
           Siedziałam w szatni na ławce pod szafką. Nie widziałam chłopaków, bo szafki oddzielały mnie od nich. Nie przebierałam się, bo nie wzięłam stroju. Po drugie nie miałam ochoty na pływanie. Było mi smutno. Ze spuszczoną głową, siedziałam już jakieś 10 min. Poczułam jak ktoś kładzie dłoń na moim kolanie i kuca przede mną.
- Co jest ? - zapytał
- A nic. Tak sobie rozmyślam. - uśmiechnęłam się
- Mogę cię przytulić ?
- Głupie pytanie.
Zamknął mnie w swoich silnych ramionach.
- Czemu pytasz o takie rzeczy ? Przecież jesteś moim chłopakiem. - zapytałam
- Sam nie wiem. Chyba nie chcę popełnić błędu. - westchnął
- Kocham cię. - złożyłam pocałunek na jego czole. - Chodź, bo wszyscy już poszli.
        Krążyłam między basenami. Chłopaki jak zwykle się wygłupiali. Szłam wzdłuż basenu i byłam wpatrzona w krajobraz za oknem. Nagle poczułam czyjąś rękę na kostce. Pociągnął mnie i wpadłam do basenu. Nie byłam na to gotowa. Zachłysnęłam się wodą i zaczęłam się dusić. Nie mogłam wypłynąć, nic nie mogłam zrobić. Byłam coraz słabsza i przybliżałam się dna. Ktoś złapał mnie za rękę i wyciągnął mnie z basenu. Zaczęłam mocno kaszleć. Próbowałam złapać oddech.
- Przepraszam, to nie tak miało być. - tłumaczył się Kurek.
Tak, to on wciągnął mnie do basenu. Lecz on mnie nie uratował. Zrobił to mój kochany brat.
- Wszystko dobrze ? - zapytał z troską Łukasz.
Ciężko sapiąc, kiwnęłam potwierdzająco głową. Podbiegł do mnie Nowakowski. Wypytywał się mnie co zaszło, lecz ja nie miałam zamiaru opowiadać. Wyręczył mnie Ziomek. Chłopak mnie przytulił i pomógł wstać. Zaprowadził mnie do szatni i otulił kocem.
          Do ośrodka wróciliśmy po 14. Chłopaki resztę dnia mają wolną. Nie chciało mi się z nimi siedzieć. Wyszłam z hotelu i rozkoszowałam się świeżym powietrzem. Pogoda nie była za ciekawa. Niebo było szare, jakby miało zaraz padać. Na ławce dostrzegłam chudziutkiego chłopaka. Wyciągnęłam telefon i wybrałam nr do Krzyśka.
- Hej ! - przywitał mnie wesoło.
- Hej młody. Co robisz ? - zapytałam
- A siedzę sobie.
- To fajnie. - rozłączyłam się.
Podeszłam do ławki i zasłoniłam chłopakowi oczy. Chwila ciszy.
- Emi ! - krzyknął radośnie
Odsłoniłam jego oczy i przytuliłam się do niego.
- Idziemy się przejść ? - zaproponowałam
- Jasne. - uśmiechnął się i ruszyliśmy w stronę lasu.
Czas z Krzyśkiem był wspaniały. Pełno w nim pozytywnej energii. Zaraża nią wszystkich dookoła. Brakowało mi innego towarzystwa niż siatkarze. Cieszę się, że w tedy rozwaliła mi się w sklepie reklamówka i wypadły mi pomidory. Dzięki temu mam tak wspaniałego przyjaciela. Spacerowaliśmy po lesie już jakąś godzinę.
- Muszę już wracać. - zasmucił się.
- Ej, głowa do góry. Jeszcze nie raz się spotkamy. - poczochrałam jego włosy.
- Racja. - zaczął się śmiać. - Idziesz do hotelu ?
- Nie, jeszcze przejdę się po Spale.
- To do zobaczenia. - przytuliłam się do niego.
Każde poszło w swoją stronę. Wyciągnęłam telefon i wybrałam nr do mamy. Nie odbierała. Zadzwoniłam do taty. Po dwóch sygnałach usłyszałam jego głos.
- Cześć córeczko.
- Cześć tatuśko. Jak tam u was ?
- A bardzo dobrze. To ty dzwoniłaś do mamy ?
- Tak. - westchnęłam.- Wiesz, że mnie to bardzo boli.
- Na pewno córciu. Niestety muszę już kończyć. Do usłyszenia. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - oznajmiłam
Robiło się coraz chłodniej. Byłam daleko od hotelu. Zaczął mocno lać deszcz. No patrz. Dostrzegłam w pobliżu kościół. Tak szybko jak mogłam udałam się do niego. Na szczęście był otwarty. Weszłam do niego i zajęłam miejsce w ławce, blisko ołtarza. Bolało mnie to, że własna matka mnie tak odrzuciła. Nie wiem dlaczego tak postąpiła i to jeszcze w tak ciężkim dla mnie okresie. Zaczęłam płakać. Lubiłam przychodzić do kościoła kiedy miałam zły okres, problemy. W tedy mogłam się wypłakać i znaleźć pocieszenie u Pana Boga. Ktoś usiadł koło mnie.
- Czemu płaczesz ? - usłyszałam obcy, męski głos.
Popatrzyłam się na mężczyznę. Miał na sobie czarny habit. Taki jak noszą franciszkanie. Przypatrzyłam się jego twarzy. Zdawała mi się znajoma. Był młody.
- Moja mama... - zaczęłam - Odtrąciła mnie. W bardzo ciężkim dla mnie okresie. 5 lat temu miałam bardzo poważny wypadek. Potrącił mnie samochód. Byłam w śpiączce przez 5 lat. Wybudziłam się w październiku. W tedy rodzina była kochająca, często u mnie bywali. A teraz ? Ona się do mnie nie odzywa, jedynie tato.
- A co na to Łukasz ? - zapytał
- Łukasz ? Łukasz za bardzo nie chce....- przerwałam. - Zaraz, zaraz. Przecież ja nic nie mówiłam o Łukaszu. Skąd ojciec wie ?
- Ja bym nigdy nie zapomniał o mojej kochanej kuzynce. - zaśmiał się
Zaczęłam sobie wszystko układać w głowie. Ze wszystkich zakątków umysłu próbowałam przywołać wspomnienia rodziny.
- Tomek ! - ożywiłam się i przytuliłam do niego. - Co ty tu robisz ?
- A zatrzymaliśmy się tu na kilka dni. Miło się widzieć.
- Ciebie też. Matko to już 5 lat. Tak długo cię nie widziałam.
- Ja cię widziałem ostatnio, jakoś w sierpniu. Jak miałem tylko czas, to odwiedzałem cię w szpitalu.
- Dziękuję ci. - przytuliłam się do niego. - Chyba muszę wracać.
Wyszliśmy z ławki i podążaliśmy do wyjścia. Reszta ojców uśmiechała się do mnie.
- Do zobaczenia ! - pożegnałam się z nim i ruszyłam w stronę ośrodka.
         W pokoju przebrałam się w suche rzeczy. Była godzina 17.  Żaden chłopak mnie nie odwiedzał. W ogóle była jakoś tak cicho. Zaczął dzwonić mój telefon. Paweł.
- No. - odebrałam
- Idziesz z nami pograć ?
- Nie mogę, mam ograniczone ruchy. - zaśmiałam się
- Oj no dawaj. Będziesz sędziowała.
- Dobra. Gdzie jesteście ?
- Na sali. - zaczął się śmiać.
- Zaraz będę. - rozłączyłam się.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam koszulkę wraz ze spodenkami. Szybko się przebrałam i wyszłam z pokoju.



                                                                    OCZAMI PIOTRKA

         Siedzieliśmy na sali. Nie mieliśmy nic do roboty, więc postanowiliśmy sobie pograć. Na razie odbijaliśmy o tak przez siatkę. Otworzyły się drzwi od sali i weszła grupa mężczyzn w czarnych habitach. Przestaliśmy grać i patrzyliśmy na nich.
- Przepraszamy. Ale powiedzieli nam, że sala jest wolna i możemy przyjść pograć. To my już nie będziemy przeszkadzać i pójdziemy.
- Nie, nie. Proszę zostać. To my tu przyszliśmy nie pytając o zgodę. Proszę zostać. My pójdziemy. - obwieściłem
- A może jakiś wspólny meczyk ? - zaproponował któryś z przybyłych.
- A bardzo chętnie. - zgodziliśmy się.
- Nie wiedziałem, że księża grają. - zaśmiałem się.
- My jesteśmy ojcami. A tak dokładnie franciszkanami konwentualnymi. A teraz idziemy się przebrać. - oznajmił jeden i poszli do szatni.
- To oni potrafią grać ? - zaśmiał się Zati
- No jak tu przychodzą, to chyba tak.
Po kilku minutach byli gotowi. Zaczęliśmy od normalnego odbijania.



                                                               OCZAMI EMILKI

        Przed salą wyciągnęłam telefon i otworzyłam listę ostatnio słuchanych piosenek. Chciałam zrobić super wejście z piosenką. Ostatnia jaką słuchałam to Arka Noego - Franek. Otworzyłam drzwi i zaczęłam krzyczeć:
- Franek pamiętasz, jak byłeś mały. Nieźle podobno narozrabiałeś. Daj nam Franciszku, słowa zachęty. Jak narozrabiać, by stać się świętym !
Popatrzyłam się na chłopaków. Od razu się zarumieniłam i zawstydziłam. Po drugiej stronie siatki stali jacyś inni faceci, którzy teraz się na mnie patrzyli.
- Ładna piosenka. - zaśmiał się jeden.
Poznawałam ten głos. To Tomek. No ładnie nasi grali z franciszkanami. Z opuszczoną głową podeszłam do słupka i zarządziłam początek meczu. Ojcowie naprawdę dobrze grali. Było dużo śmiechu. Toczyła się zawzięta akcja. Jedni i drudzy się niesamowicie bronili. Piłka była po stronie siatkarzy. Łukasz rozegrał piłkę, a Kurek zaatakował. Był minimalny aut, a on myślał, że boisko. Siatkarze zaczęli się cieszyć. Lecz ja pokazałam punkt dla ojców.
- Ej co jesz ?! Przecież boisko było ! Co ty ślepa jesteś ?! Z takim sędziowaniem to sobie możesz do pójść do d... - w ostatniej chwili zatrzymał się.
- Taki cwaniak ? To ty sędziuj, a ja pogram.
- Dobra.
No i zamieniliśmy się stanowiskami. Moja gra była ograniczona ze względu na nogę. Stałam pod siatką i czekałam na serw od ojców. Poczułam jak ktoś nadepnął mi na nogę.
- Sorry. - padło to ze strony ojca Tomasza
Zaczęłam się śmiać na cały głos. Usiadłam na podłogę i próbowałam się uspokoić
- Ja nie mogę z nimi grać. - wydusiłam z siebie.
- No, na szczęście koniec meczu. - podeszli do mnie wszyscy.
- To my idziemy. - obwieścili franciszkanie.
- Ja też. Nara.
        Wróciłam do pokoju i od razu poszłam się kąpać.
Po odświeżeniu położyłam się do łóżka. Wzięłam telefon i wystukałam Dobranoc kochanie. i wysłałam. Na odpowiedź nie doczekałam się, bo szybko zasnęłam.






Przepraszam za taką przerwę, ale mam dużoooooo nauki. W przyszłym tygodniu próbne testy i jest niezły zapiernicz.